sobota, 25 lutego 2017

Życie jest jak pudełko czekoladek, czyli jak Osioł przestał być rentierem i jeszcze parę słów o złocie

Różne rzeczy miałem okazję w życiu robić, ale w tych działaniach starałem się nie pozostawiać za dużo miejsca na przypadek. Stąd wieloletnie plany systematycznego oszczędzania, inwestycje w nieruchomości itp. Jednak życie potrafi zaskakiwać - wydarzyło się coś całkowicie przeze mnie nieprzewidzianego. Od pewnego czasu, po sprzedaniu większości „biznesów” (rozwijanych latami) wiodłem spokojne życie rentiera. Choć w brew pozorom nie jest to sielanka, a pracy przy tym jednak jest sporo, to byłem panem swojego czasu. Nikt mi godzin pracy i urlopów nie liczył. Jak widać wszystko co dobre szybko się kończy… Cóż takiego się wydarzyło?


Otóż całkiem niespodzianie dostałem propozycję pracy etatowej. Miewałem, co prawda wcześniej tego typu oferty, ale je z założenia odrzucałem. Tym razem jednak pojawiła się okazja z kategorii „nie do odrzucenia”. Po pierwsze propozycja dotyczyła jednej z większych firm w Polsce, gdzie liczbę pracowników liczymy w tysiącach; po drugie spółka ta jest notowana na GPW; po trzecie jest to spółka teleinformatyczna; a po czwarte proponowane stanowisko umiejscawia mnie na najwyższym szczeblu w hierarchii korporacyjnej, co daje pewną swobodę we wpływie na jej dalszy rozwój.

Takiego wyzwania jeszcze w życiu nie miałem i chyba to mnie najbardziej przekonało do przyjęcia tej propozycji. Wyzwanie i jeszcze raz wyzwanie plus własny rozwój. Tak więc od paru tygodni po raz pierwszy w życiu chodzę „ze smyczą” i na smyczy, a przyszłość jest nieznana…

GOLD


Niezależnie od powyższych wydarzeń i całkowitym braku czasu (musiałem zatrudnić dodatkową osobę do „ogarniania” moich bieżących projektów rentierskich) mam jeszcze parę przemyśleń co do złota inwestycyjnego. Czy kupować? Ile kupować? Czy 10% wartości aktywów? Czy mniej, czy więcej? Ponieważ traktuję złoto jako pewnego rodzaju polisę ubezpieczeniową, a nie inwestycję, to doszedłem do następującej konkluzji: nie patrzę na procenty i wielkość aktywów, tylko w przyszłość. A w przyszłości muszę zapewnić sobie emeryturę – w tym względzie nie liczę na państwo polskie (zwłaszcza, że nie wiem gdzie będę mieszkał na stare lata). Dlatego też, jeżeli złoto ma być polisą na dożycie (na wypadek utraty innych źródeł dochodu, czy oszczędności w walutach papierowych), to zakładam, że potrzebuję minimum jedną uncje miesięcznie na „przeżycie” (na dziś to ok. 5 tys.). Przyjmując założenie, że powinno mi starczyć na 25 lat emerytury (np. od 60 do 85 roku życia) wychodzi na to, że co miesiąc muszę kupować jedną uncje złota. No i tego się będę trzymał. A jak nie będę musiał skorzystać z tej polisy na stare lata, to przynajmniej zostanie w spadku po dziadku młodszym pokoleniom J Co jak co, się nie zepsuje…

3 komentarze:

  1. tak myślę, wypadało by pogratulować.
    ale, właśnie jest pewne ale...
    wcale mnie ten wpis nie cieszy, wręcz odwrotnie jestem z niego niezadowolony.
    ktoś pomyśli "polska" zazdrość bliźniego.
    nie.
    choć to "nie" rożnie można pojmować. moje niezadowolenie wynika z czystego egoizmu.
    zdaję sobie sprawę, że wpisów na blogu będzie jeszcze mniej niż dotychczas, potwierdzeniem jest ostatnia 1,5 miesięczna przerwa. No i jak się tu cieszyć, gratulować tego fotelika (ze skóry?).
    No cóż Donkey gratuluję, dobre maniery trzeba zachować i przyzwoitość (od kiedy jestem przyzwoity ?)

    o złocie fajne przemyślenia, podobne mam.
    85 lat to ładnie pojechałeś (optymista?). u mnie jest tak, że z każdą okrągłą rocznicą przestawiam licznik +10. do 85 też mam jeszcze daleko.
    pirx
    ps.
    jeszcze o aurum. kiedyś podpytywałem się co dać synowi na 18. oprócz "gadżetów" dostał też 1 uncję.
    sam byłem zaskoczony co w tym okazało się najważniejsze. jeszcze dziecko a już facet umiał szczerze docenić wagę prezentu w porównaniu do innych "błyskotek".

    OdpowiedzUsuń
  2. No i dobrze, szkoda żeby taki mózg się marnował na rencie. Skoro nie państwem, to niech chociaż spółkami publicznymi zarządzają mądrzy ludzie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ramach optymalizacji, jak tylko mogę to biegam do pracy. Mam niecałe 10 km. więc różnica czasowa żadna versus samochód i korki. A przynajmniej bieganie zaliczone:) No i biurowce klasy A są wyposażone w przebieralnie i prysznice dla rowerzystów, więc można to ogarnąć.

      Usuń