piątek, 22 lipca 2016

Ku przestrodze; komornik też człowiek, czyli zawsze warto negocjować.

Dziś parę słów o dosyć niemiłej sytuacji, która w praktyce może spotkać każdego kupującego/sprzedającego nieruchomość oraz prowadzącego działalność gospodarczą. W polskim prawie od paru lat mamy możliwość w miarę sprawnego dochodzenia (przynajmniej formalnie) swoich należności. W skrócie wygląda to tak, że z niezapłaconą fakturą idę do sądu (tradycyjnego bądź internetowego), sąd wysyła informację o tym do dłużnika. Jeżeli ten się w ciągu 14 dni nie odwoła, to sąd wydaje nakaz zapłaty zapłaty z którym idziemy do komornika. No a ten jak ma z czego to dług ściągnie… Smaczku dodaje fakt, że roszczenie może być fikcyjne i na dowolną kwotę. Sąd na tym etapie nie weryfikuje stanu faktycznego. Ale z drugiej strony dobrze, że są takie narzędzia aby eliminować nierzetelnych kontrahentów i zatory płatnicze. Wszystko jest ok. jeżeli zostaniemy powiadomieni o naszym zadłużeniu – mamy szansę jeszcze działać (zapłacić lub się odwoływać), gorzej jak budzimy się z ręką w nocniku i zajętym kontem bankowym.


Sytuacja która mnie spotkała właściwe może dotyczyć każdego. Otóż jak pisałem wcześniejszych wpisach, w grudniu zeszłego roku sprzedałem dosyć sporą nieruchomość rolną z produkcją w toku. Wśród setek faktur – zobowiązań, gdzieś się zagubiła jedna z nich na sporą kwotę. Dostawca być może wysłał upomnienie, z sądu na pewno też było stosowne pismo, ale ponieważ mnie już nic nie łączyło z przedmiotowym adresem informacje te do mnie nie dotarły. Dotarł za to komornik. Na szczęście, ponieważ nie znalazł mnie na miejscu pod windykowanym adresem, wysłał stosowne pisma na mój adres zamieszkania (zanim zajął konta bankowe). Gdybym miał wcześniej informację o tej fakturze oczywiście bym ją zapłacił, a tak po wyroku sądu jest już po zawodach i dodatkowo dochodzą spore koszty – parę tysięcy opłat sądowych oraz dodatkowo 15% wartości długu, które pobiera komornik (ustawowe maksymalne wynagrodzenie).



Czy można się przed tym jakoś bronić? Przegrzebałem ustawy i jedyną potencjalną szansą na zmniejszenie „wymiaru kary” jaką wymyśliłem, to podważenie wyroku sądu z powodu nieprawidłowego (a w praktyce braku) poinformowania mnie o tej wierzytelności. Niestety to rozwiązanie ma kilka wad. Po pierwsze i najważniejsze nie wstrzymuje egzekucji komorniczej. I tak musiałbym zapłacić wszystko co do grosza, a po ewentualnym korzystnym wyroku dochodzić zwrotu. Po drugie założenie sprawy w sądzie też kosztuje i summa summarum pewnie by na jedno wyszło, a roboty dużo i czasu sporo bym zmarnował. Tak więc została trzecia droga negocjować z komornikiem. Choć z góry skazany na porażkę i zniechęcony przez prawników – komornik ma prawomocny wyrok, to po co ma obcinać sobie wynagrodzenie, jak i tak by ze mnie ściągnął cały dług! W telewizji raczej mało mówią o charytatywnych komornikach. Mimo to stwierdziłem, że spróbuję bo i tak nie mam nic do stracenia. Przygotowałem sobie plan rozmowy. Jedynym racjonalnym argumentem negocjacyjnym była możliwość potencjalnego zaskarżenia przeze mnie wyroku ze względu na brak skutecznego powiadomienia o sprawie. Pozostałe argumenty to tylko sprawy czysto emocjonalne. No ale to jedna z moich mocy – wpływania na podejmowanie decyzji przez drugą stronę. W sumie zajęło to kilka rozmów telefonicznych z komornikiem i jego asystentem. Efektem końcowym było zmniejszenie wynagrodzenia z 15% do 5%, czyli w tym przypadku ponad trzy tysiące złotych. Tak więc było warto się targować:)




Sprawa zamknięta, ale przy tego typu transakcjach trzeba być czujnym. Dokładnie to samo może się zdarzyć gdy sprzedamy mieszkanie, gdzie przychodzi korespondencja i jakiś rachunek (na przykład za telefon czy prąd się zapodzieje).

1 komentarz:

  1. Z ciekawosci spytam.
    Post nie do tematu wpisu ale najnowszy wiec pozwole sobie ;)
    Czy miales jakies lokaty w skok skarbiec ? Jak wiemy upadl ten skok stad moje zapytanie .
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń