Dziś parę słów o dosyć niemiłej sytuacji, która w praktyce
może spotkać każdego kupującego/sprzedającego nieruchomość oraz prowadzącego
działalność gospodarczą. W polskim prawie od paru lat mamy możliwość w miarę
sprawnego dochodzenia (przynajmniej formalnie) swoich należności. W skrócie
wygląda to tak, że z niezapłaconą fakturą idę do sądu (tradycyjnego bądź
internetowego), sąd wysyła informację o tym do dłużnika. Jeżeli ten się w ciągu
14 dni nie odwoła, to sąd wydaje nakaz zapłaty zapłaty z którym idziemy do komornika.
No a ten jak ma z czego to dług ściągnie… Smaczku dodaje fakt, że roszczenie może
być fikcyjne i na dowolną kwotę. Sąd na tym etapie nie weryfikuje stanu
faktycznego. Ale z drugiej strony dobrze, że są takie narzędzia aby eliminować nierzetelnych
kontrahentów i zatory płatnicze. Wszystko jest ok. jeżeli zostaniemy
powiadomieni o naszym zadłużeniu – mamy szansę jeszcze działać (zapłacić lub się odwoływać), gorzej jak budzimy się z ręką w
nocniku i zajętym kontem bankowym.
Sytuacja która mnie spotkała właściwe może dotyczyć każdego. Otóż jak pisałem wcześniejszych wpisach, w grudniu zeszłego roku
sprzedałem dosyć sporą nieruchomość rolną z produkcją w toku. Wśród setek
faktur – zobowiązań, gdzieś się zagubiła jedna z nich na sporą kwotę. Dostawca
być może wysłał upomnienie, z sądu na pewno też było stosowne pismo, ale ponieważ
mnie już nic nie łączyło z przedmiotowym adresem informacje te do mnie nie
dotarły. Dotarł za to komornik. Na szczęście, ponieważ nie znalazł mnie na
miejscu pod windykowanym adresem, wysłał stosowne pisma na mój adres zamieszkania
(zanim zajął konta bankowe). Gdybym miał wcześniej informację o tej fakturze oczywiście
bym ją zapłacił, a tak po wyroku sądu jest już po zawodach i dodatkowo dochodzą
spore koszty – parę tysięcy opłat sądowych oraz dodatkowo 15% wartości długu,
które pobiera komornik (ustawowe maksymalne wynagrodzenie).
Czy można się przed tym jakoś bronić? Przegrzebałem ustawy
i jedyną potencjalną szansą na zmniejszenie „wymiaru kary” jaką wymyśliłem, to
podważenie wyroku sądu z powodu nieprawidłowego (a w praktyce braku)
poinformowania mnie o tej wierzytelności. Niestety to rozwiązanie ma kilka wad.
Po pierwsze i najważniejsze nie wstrzymuje egzekucji komorniczej. I tak
musiałbym zapłacić wszystko co do grosza, a po ewentualnym korzystnym wyroku
dochodzić zwrotu. Po drugie założenie sprawy w sądzie też kosztuje i summa
summarum pewnie by na jedno wyszło, a roboty dużo i czasu sporo bym zmarnował.
Tak więc została trzecia droga negocjować z komornikiem. Choć z góry skazany na
porażkę i zniechęcony przez prawników – komornik ma prawomocny wyrok, to po co ma obcinać sobie
wynagrodzenie, jak i tak by ze mnie ściągnął cały dług! W telewizji raczej mało
mówią o charytatywnych komornikach. Mimo to stwierdziłem, że spróbuję bo i tak
nie mam nic do stracenia. Przygotowałem sobie plan rozmowy. Jedynym racjonalnym
argumentem negocjacyjnym była możliwość potencjalnego zaskarżenia przeze mnie wyroku
ze względu na brak skutecznego powiadomienia o sprawie. Pozostałe argumenty to
tylko sprawy czysto emocjonalne. No ale to jedna z moich mocy – wpływania na
podejmowanie decyzji przez drugą stronę. W sumie zajęło to kilka rozmów
telefonicznych z komornikiem i jego asystentem. Efektem końcowym było zmniejszenie
wynagrodzenia z 15% do 5%, czyli w tym przypadku ponad trzy tysiące złotych. Tak
więc było warto się targować:)
Sprawa zamknięta, ale przy tego typu transakcjach trzeba
być czujnym. Dokładnie to samo może się zdarzyć gdy sprzedamy mieszkanie, gdzie
przychodzi korespondencja i jakiś rachunek (na przykład za telefon czy prąd się
zapodzieje).
Z ciekawosci spytam.
OdpowiedzUsuńPost nie do tematu wpisu ale najnowszy wiec pozwole sobie ;)
Czy miales jakies lokaty w skok skarbiec ? Jak wiemy upadl ten skok stad moje zapytanie .
Pozdrawiam