wtorek, 25 października 2016

Biedny jak syndyk, czyli jak zarządza się majątkiem spółki w upadłości

Ostatnio mieliśmy do czynienia z paroma dużymi i głośnymi medialnie upadłościami. Ambergold, SKOK Wołomin, czy SK Bank. Widzimy „oszukanych” ludzi, czy nieuczciwy zarząd z zarzutami prokuratorskimi. I tutaj kończy się szum medialny, choć dopiero teraz zaczyna się najważniejsza dalsza historia, którą powinni być zainteresowani dziennikarze. Zarząd albo wierzyciele składają wniosek do sądu, a ten, jeżeli rozpatrzy taki wniosek pozytywnie, to wyznacza syndyka jako osobę reprezentującą spółkę (w miejsce zarządu). Jego najważniejszym celem jest zabezpieczenie i zarządzanie majątkiem firmy w celu możliwie najefektywniejszego zaspokojenia wierzycieli upadającego przedsiębiorstwa. W przypadku powyższych firm kwoty są na pewno ogromne. Tak więc dziś chciałbym pokazać jak naprawdę wygląda zabezpieczanie interesów pokrzywdzonych, na przykładzie świeżo zakończonej upadłości, przy której miałem okazję pomagać (zarządowi i właścicielom spółki). 


Upaść może każda, nawet najlepsza firma z najróżniejszych powodów – kryminalnych, gospodarczych czy politycznych. W tym przypadku powodem upadłości było bankructwo zagranicznej firmy będącej głównym dostawcą towarów do omawianej spółki. Zobowiązania na kilka milionów złotych, kredyt obrotowy w banku i brak możliwości uzyskiwania przychodów były wystarczają przesłanką dla zarządu o wystąpienie z wnioskiem o upadłość. W roku 2013 wchodzi syndyk, a po trzech latach - w roku 2016 zakańcza swoje działania, wnioskując do sadu o zgodę na wypłatę wynagrodzenia.



Na pierwszy rzut oka widzimy, że za trzy lata syndyk zawnioskował o wypłatę niecałych dwóch tysięcy złotych. Można by rzec, że podjął się tej pracy praktycznie charytatywnie. No ale cóż, tylko tyle przecież zostało po likwidacji majątku spółki.

Analizując szczegółowo tabelę z wydatkami wystarczy zwrócić uwagę na największą kwotę - pozycja C3. Są to usługi świadczone przez pracowników (a z moich obserwacji jednego pracownika) zatrudnianych przez syndyka. Kwota ta (wraz z wynagrodzeniem syndyka i pomniejszymi kwotami np. C14), to prawie połowa wartości majątku spółki. Oczywiście jest to ocena subiektywna, ale mam wrażenie, że syndyk wie jak się wyżywić.



A teraz najważniejsze. O ile z kwestią rozliczeń i wartością wynagrodzeń za poszczególne prace można polemizować, to z jednym się nie da - Wysokością wypłaconych pieniędzy do wierzycieli spółki – pozycja C16. Z tego tytułu trafiło do nich ok. 61 tys. złotych, co w zestawieniu z 260 tys. złotych uzyskanymi przez syndyka z tytuł likwidacji majątku stanowi mniej niż 25% całości środków (patrz wytłuszczone zdanie we wstępie). Czyli w zaokrągleniu 25% dla wierzycieli, 25% koszty zewnętrzne i 50% za zarządzanie.




To teraz wyobraźmy sobie jak strzelają korki szampanów w kancelariach przejmujących największe upadłości wymienionych we wstępie…  

1 komentarz:

  1. Można było się domyśleć co w trawie piszczy, ale pokazanie tego w tak dobitny sposób jak tutaj dopiero otwiera oczy...

    OdpowiedzUsuń