Ostatnio mieliśmy do czynienia z paroma dużymi i głośnymi
medialnie upadłościami. Ambergold, SKOK Wołomin, czy SK Bank. Widzimy
„oszukanych” ludzi, czy nieuczciwy zarząd z zarzutami prokuratorskimi. I tutaj
kończy się szum medialny, choć dopiero teraz zaczyna się najważniejsza dalsza
historia, którą powinni być zainteresowani dziennikarze. Zarząd albo wierzyciele
składają wniosek do sądu, a ten, jeżeli rozpatrzy taki wniosek pozytywnie, to
wyznacza syndyka jako osobę reprezentującą spółkę (w miejsce zarządu). Jego najważniejszym celem jest
zabezpieczenie i zarządzanie majątkiem firmy w celu możliwie
najefektywniejszego zaspokojenia wierzycieli upadającego przedsiębiorstwa.
W przypadku powyższych firm kwoty są na pewno ogromne. Tak więc dziś chciałbym pokazać jak naprawdę wygląda zabezpieczanie interesów
pokrzywdzonych, na przykładzie świeżo zakończonej
upadłości, przy której miałem okazję pomagać (zarządowi i właścicielom spółki).
Upaść może każda, nawet najlepsza firma z najróżniejszych powodów –
kryminalnych, gospodarczych czy politycznych. W tym przypadku powodem upadłości
było bankructwo zagranicznej firmy będącej głównym dostawcą towarów do omawianej spółki.
Zobowiązania na kilka milionów złotych, kredyt obrotowy w banku i brak
możliwości uzyskiwania przychodów były wystarczają przesłanką
dla zarządu o wystąpienie z wnioskiem o upadłość. W roku 2013 wchodzi
syndyk, a po trzech latach - w roku 2016 zakańcza swoje działania, wnioskując do
sadu o zgodę na wypłatę wynagrodzenia.
Na pierwszy rzut oka widzimy, że za trzy lata syndyk
zawnioskował o wypłatę niecałych dwóch tysięcy złotych. Można by rzec, że
podjął się tej pracy praktycznie charytatywnie. No ale cóż, tylko tyle przecież
zostało po likwidacji majątku spółki.
Analizując szczegółowo tabelę z wydatkami wystarczy
zwrócić uwagę na największą kwotę - pozycja C3. Są to usługi świadczone przez
pracowników (a z moich obserwacji jednego pracownika) zatrudnianych przez
syndyka. Kwota ta (wraz z wynagrodzeniem syndyka i pomniejszymi kwotami np.
C14), to prawie połowa wartości majątku spółki. Oczywiście jest to ocena
subiektywna, ale mam wrażenie, że syndyk wie jak się wyżywić.
A teraz najważniejsze. O ile z kwestią rozliczeń i wartością
wynagrodzeń za poszczególne prace można polemizować, to z jednym się nie da -
Wysokością wypłaconych pieniędzy do wierzycieli spółki – pozycja C16. Z tego
tytułu trafiło do nich ok. 61 tys. złotych, co w zestawieniu z 260 tys. złotych
uzyskanymi przez syndyka z tytuł likwidacji majątku stanowi mniej niż 25% całości środków (patrz wytłuszczone
zdanie we wstępie). Czyli w zaokrągleniu 25% dla wierzycieli, 25% koszty
zewnętrzne i 50% za zarządzanie.
To teraz wyobraźmy sobie jak strzelają korki szampanów w
kancelariach przejmujących największe upadłości wymienionych we wstępie…
Można było się domyśleć co w trawie piszczy, ale pokazanie tego w tak dobitny sposób jak tutaj dopiero otwiera oczy...
OdpowiedzUsuń