środa, 15 lipca 2015

Pewne jak w banku, czyli o gretixie, resecie i kolejnym końcu świata

Już od dłuższego czasu powiedzenie „Pewne jak w banku” zaczęło się dewaluować. Jeszcze za czasów naszych rodziców bank był kojarzony z instytucją zaufania publicznego (zwłaszcza, że w PRL’u dostępny był tylko jeden dla ogółu obywateli). Rozwój tego sektora na całym świecie wraz z technologią przesyłu informacji spowodował „nową jakość” w tej branży. Oprócz dotychczas stosowanej „rezerwy cząstkowej” pojawiły się, na skalę dotąd niespotykaną, derywaty – instrumenty wykorzystujące dźwignię finansową (ogon macha psem). Ujawnione malwersacje, fałszerstwa w ratingach obligacji (spowodowały np. niewypłacalność Islandii), opcje walutowe, kredyty walutowe i wiele innych machlojek pokazuję prawdziwe oblicze bankierów – zysk za wszelką cenę. Z drugiej strony rozrastające się (niespłacalne) zadłużenia krajów przy postępującej globalizacji zakłócają standardowy kapitalistyczny wentyl bezpieczeństwa – upadłość. Kryzys 2007 roku w USA, Cypr, a teraz telenowela „Grecja” już od paru lat nas straszą efektem domina – finansowego armagedonu. Zamiast lokalnego bankructwa kraju ze swoją walutą (np. Argentyna czy Ukraina) grozi nam światowy run na banki, reset systemu, wojna i nie wiadomo co jeszcze. Pytanie jakie zadają sobie niektórzy to nie czy, tylko kiedy. Czy tak się w wkrótce stanie? Czy możemy się do tego przygotować? A może to strachy na lachy? Poniżej moje przemyślenia w tym temacie.


Generalnie warto sobie uświadomić, że kreacja pieniądza na zasadzie rezerwy cząstkowej i odejście od złota wydają się naturalnym „ewolucyjnym” rozwojem gospodarki. To między innymi dzięki temu wiek XX będzie w podręcznikach zapamiętany jako czas wykładniczego rozwoju technologicznego naszej planety. Dzieci są sprawniejsze od rodziców obsłudze dostępnych urządzeń elektronicznych, gdyż nasza percepcja nie nadąża za bieżącym rozwojem. Średnia życia się gwałtownie wydłuża. Potężne narzędzie ekonomiczne jakim jest „rezerwa cząstkowa” oraz kredyt jako dźwignia finansowa jest trochę jak energia jądrowa. Potężne niespłacalne zadłużenie cały czas może zmieść z powierzchni obecny system ekonomiczny. Musimy jednak przejść parę małych katastrof i awarii, żeby zdać sobie sprawę nie tylko z korzyści, ale i z zagrożeń. Według mnie właśnie jesteśmy w takiej fazie – przerabiania zjawisk negatywnych w skali globalnej dla krajów wysoko rozwiniętych.

Trzeba sobie zdawać sprawę, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć co się wydarzy w przyszłości, ale należy podążać za wariantem (ocenianym przez nas samych) za najbardziej prawdopodobnym. Końców świata już parę przeżyłem; zapowiadanych retestów systemu też; cena złota wg niektórych guru (np. Michael Maloney) już dawno powinna oscylować powyżej 8 tys. dolarów za uncję; a inwestując w eurogedon (fundusz prof. Rybińskiego) powinniśmy zarabiać krocie, a nie stracić większość włożonych pieniędzy. 

Czy nastąpi „reset” sytemu i run na banki na skalę europejską? Nie sądzę, a przynajmniej według mnie jest to mało prawdopodobne. Każdy zdrowo myślący człowiek przy sterach władzy zdaje sobie sprawę, że efekty takich wydarzeń były by nie do przewidzenia. Mała dygresja; Jeżeli należysz do osób które nie chcą płacić podatków, bo państwo je marnuje, spróbuj sobie wyobrazić co by było, gdyby to państwo ogłosiło miesiąc bez: policji, służby zdrowia, straży pożarnej, wojska itd. Ja pewnie po tygodniu przedzierałbym się lasami do kraju, gdzie to wszystko działa, bez względu na stopień marnotrawstwa. 

Moim zadaniem pewien „restet” już nastąpił w 2007 roku, kiedy wiele banków, a potem krajów powinno upaść, ale zamiast tego FED rozpoczął dodruk pieniądza wprowadzając „Nowaja ekonomiczeskaja politika” – coś czego świat jeszcze nie widział. W dalszej kolejności dołączyła Japonia i Europa.

O tuż z matematycznego punktu widzenia zabawa banków centralnych w „dodruk” waluty, skupowanie obligacji i wspomaganie banków płynnością można ciągnąć nieskończenie długo. W krajach socjalistycznych podobna zabawa kończyła się hiperinflacją, ale wynikało to z ciągłych niedoboru towarów, produktów rolnych i ogólną niewydolnością gospodarki. Popyt ciągle przewyższał podaż. Obecnie w krajach rozwiniętych mamy problem nadprodukcji i szukania rynków zbytu. Przy założeniu, że zarobki przeciętnego obywatela zaspokajają potrzeby egzystencjalne (jedzenie, picie, mieszkanie, transport, edukacja, dzieci i urlop), problemem nie jest ilość pieniądza, tylko wykreowanie potrzeby jego wydania. W Polce mamy rekordowe (i o wiele większe niż za czasów PRL’u) oszczędności, a ujemną inflację. Jedynym obecnie poważnym zagrożeniem dla systemu jest gotówka – fizyczny papier w ręku. Pierwotna chęć posiadania czegoś, co wydaje się, że ma jakąś wartość w sytuacji zagrożenia. Dlatego sądzę, że czeka nas niebawem inna mała rewolucja. W przeciągu kilku, kilkunastu lat rządzące elity wyeliminują pieniądz fizyczny. Zacznie się pewnie od Skandynawii i po kolei będą dołączały kolejne kraje. Technokracja będzie się dynamicznie rozrastała i w płatnościach będziemy wykorzystywali np. odcisk kciuka, a nie żadne karty. Jeżeli nie będzie można wypłacić wszystkich pieniędzy - tylko przelewać je z banku do banku, to problem płynności i „runu na banki” zostanie zminimalizowany. Zadłużenie zostanie sprowadzone do aspektu technicznego, gdyż zostaną nałożone ogólnoeuropejskie (światowe) zasady finansowania i kreacji długu. Stare długi po części się spłaci, a po części umorzy (skreśli parę zer w komputerze i podmieni bilanse banków centralnych). Jedyny sposób „wypłaty” pieniędzy będzie możliwy poprzez zakup jakiegoś towaru (konsumpcja, samochód, nieruchomości, akcje spółek, metale wartościowe itd.). Czeka nas też prędzej czy później jedna waluta ogólnoświatowa (dla krajów cywilizowanych). I tak kolejne kilkadziesiąt lat będzie sobie to trwać, a mnie już wtedy ten problem nie będzie dotyczył...

Tak więc nie kupuję działki na odludziu, nie buduję schronu przeciwatomowego i nie gromadzę zapasów prowiantu z długą datą ważności. Co oczywiście nie wyklucza takiego scenariusza, jak i tego że wygram w totka kumulację.

Natomiast rozpatruję możliwe przyszłe perturbacje wynikające z tego co się dokoła na świecie dzieje i podejmuje pewne działania. Jak już wielokrotnie pisałem (niezależnie od kryzysu, resetu itp.) nie jestem zwolennikiem gromadzenia gotówki. Pieniądz papierowy jest najniebezpieczniejszą formą przechowywania kapitału (najłatwiej ją utracić). Nie musi się wydarzyć żaden restet, wariant cypryjski, czy grecki. Wystarczy zwykły włam hakera, zajęcie komornicze, czy wiele innych prawdopodobnych wydarzeń, żeby ją stracić (http://www.tvn24.pl/poznan,43/wydal-milion-zlotych-w-klubie-go-go-sad-ocenia-ze-wiedzial-co-robi,422756.html). Dlatego staram się zarobione pieniądze re-lokować, tak aby pracowały i przynosiły stały dochód. Oprócz inwestycji w nieruchomości są inne sposoby (choć nawet przy małych kwotach można np. kupić w dobrym miejscu stanowisko garażowe i je wynajmować). W tym roku za część oszczędności kupiłem akcje dwóch spółek, których wysokość dywidend (w tym roku i latach poprzednich) znacznie przekracza potencjalne odsetki od lokat, oraz wg mnie mają dobre perspektywy rozwoju. Ma to być taka długoterminowa lokata, bez względu na lokalne giełdowe górki i dołki. 

Ponieważ banki centralne i skarby państwa mają w ramach rezerw metale szlachetne, to też warto posiadać trochę złota i srebra jako polisę ubezpieczeniową.  Trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że jeżeli system się nie zawali, to złoto wraz z upływem czasu będzie coraz bardziej marginalizowane jako nośnik wartości, a jego cena będzie spadała. Metal ten sam w sobie nie ma specjalnych cech użytkowych i podobnie jak papierowy pieniądz jego cena bazuje na ogólnoludzkim pożądaniu. 

Warto posiadać też trochę franków szwajcarskich (waluta która upadnie ostatnia?) i ewentualnie np. koron norweskich (choć z koroną może być różnie). Wszystkie te potencjalne rezerwy (akcje, metale, waluty itd.) nie mogą wpływać na naszą bieżącą egzystencję. To znaczy jeżeli będziemy zmuszeni je sprzedać (nie z powodu „resetu”, czy podobnych wydarzeń), to pewnie będzie to z mniejszą lub większą stratą. Nie łudźmy się, że z paroma uncjami złota staniemy się bogaczami po „resecie”. 

Warto też mieć konto w innym kraju np. Niemcy bądź Szwajcaria. Na wypłatę gotówki w Grecji było jeszcze kilka tygodni, kiedy gołym okiem było widać nadchodzące restrykcje bankowe (i wiele osób bez problemu zdążyło z wypłatą wszystkich oszczędności, choć przy zapewnieniu płynności dostarczanej z zewnątrz). W przypadku lokalnych polskich problemów przelew bankowy za granicę to czas od kilku minut do kilku godzin i mamy możliwości dalszych działań. Roczny koszt konta bankowego np. w najdroższej Szwajcarii to ok. 1000 zł. Temat był poruszany tu i tu) Tak więc wszystko musi być dostosowane do zdroworozsądkowego odniesienia do wielkości posiadanych aktywów.

Nie jest frazesem pomyśleć o inwestycji w siebie. Nie trzeba „resetu”, żeby być zmuszonym zaczynać od „zera”. Czasami robię sobie takie zagadki myślowe – co by było gdybym znalazł się bez „grosza w kieszeni” (w Polsce lub innym kraju). Jeżeli pierwsze co przychodzi do głowy to zmywak lub boy hotelowy - trzeba myśleć o rozwoju własnym.  Oprócz znajomości języków możemy przy okazji codziennego życia nabywać różne umiejętności praktyczne. Jeden mój znajomy, kiedy „wyłożyła” mu się firma w branży reklamowej, szybko się przekwalifikował i pracuje jako instruktor kitesurfingu. Ja, w ramach rozwoju alternatywnych umiejętności, swojego czasu zrobiłem licencję pilota. Na razie się głównie kurzy w szafie z paroma innymi uprawnieniami, ale kto wie co będzie w przyszłości - na wojnę jak znalazł:). Można też być np. masażystą, hydraulikiem, instruktorem różnych aktywności, artystą bądź kierowcą ciężarówek...

Tak więc kończąc ten wątek patrzmy na Grecję. Jeżeli kraj zostanie wkrótce ekonomicznie spacyfikowany (na co niewątpliwie sobie sam zasłużył wybierając w przeszłości takie, a nie inne elity rządzące), a banki zostaną otwarte - to kolejny „restet” za nami. Gdyby było inaczej – opcja upadłości i wariant z jakaś własną pseudo walutą, to może być różnie. Patrzymy wtedy na Hiszpanię, Portugalię, cenę złota i srebra; dokupujemy franki, akcje spółek dywidendowych odpornych na lokalne zawirowania i politykę oraz trzymamy rękę na pulsie w temacie gotówki w banku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz